Niektórym może się to kojarzyć z hymnem pewnego klubu piłkarskiego, innym, z piosenką Elvisa Presleya, albo Louisa Armstronga. Dla nas jest to kolejna, ważna zasada. Nigdy nie eksplorujemy w pojedynkę. Zbyt wiele niebezpieczeństw czai się w opuszczonych obiektach. Gnijące stropy, złom, gruz. Perspektywa upadku z dużej wysokości, otwartego złamania i agonii jest chyba wystarczającym argumentem. Co nie znaczy, że podczas grupowych wypraw wypadki się nie zdarzają. Zawsze jednak będzie ktoś, kto zawiadomi odpowiednie służby, rodzinę... Nie chcemy tutaj straszyć. Przy wystarczającej dozie zdrowego rozsądku i unikaniu brawury, można ustrzec się większości nieprzyjemnych niespodzianek.
Jednak kondycja budynków to niejedyny mankament. Zagrożenie stanowić mogą również "dzicy lokatorzy" i rożnego typu "szemrane towarzystwo". W większej grupie zawsze bezpieczniej.
W poszukiwaniu ukrytego piękna miejsc zapomnianych, nie warto narażać własnego życia. Jednak samotne wyprawy potęgują klimat. Niektórzy z nas coś o tym wiedzą...
Pewną formą kompromisu jest kontakt za pośrednictwem krótkofalówek. Wymaga to jednak pewnego zaplecza technicznego i zwiększa ilość sprzętu który trzeba ze sobą zabrać.