Życzę miłej lektury.
"Dwa miliony Rosjan żyje za zasiekami i drutem kolczastym. Nie mogą żenić się z obcokrajowcami ani podróżować i panicznie boją się szpiegów. Zamknięte miasta w Rosji tkwią w epoce Breżniewa.
A za Putina powstają nowe."
Na pozór normalne miasto. Po ulicach jeżdżą trolejbusy, dzieci chodzą do szkoły, sklepy działają tak samo jak w Moskwie i Petersburgu. Ale wokół stutysięcznego Sarowa w centralnej Rosji rozpościerają się zasieki z drutu kolczastego, a na rogatkach trwa odprawa podobna do kontroli granicznej. W ZSRR tego miasta nie było na mapach, by Igor Kurczatow i Andriej Sacharow mogli z dala od amerykańskich szpiegów pracować nad sowiecką bombą wodorową. Nie miało też nazwy. Nowa Rosja przyznała, że miasto istnieje, zamiast kryptonimu "ośrodek Arzamas-16" nadała mu imię prawosławnego świętego Serafina Sarwoskiego, rozdała mieszkańcom paszporty i obcięła większość dotacji. Na tym koniec. Drut kolczasty pozostał, a miasto
z "tajnego" przemianowano na "zamknięte".
Sarow nie jest jedynym zamkniętym miastem Rosji. - Nikt nie wie, ile ich dokładnie jest, a ktokolwiek wie, na pewno nie zdradzi liczby - mówi anonimowy ekspert w rosyjskim ministerstwie obrony cytowany przez "Russia Journal". - Nie sądzę, żeby w rządzie ktokolwiek się tym zajmował. To po prostu pozostałość po ZSRR, która miała zniknąć, ale nie zniknęła - dodaje.
Niezależne źródła najczęściej piszą o 42, a nawet 47 zamkniętych miastach, w których żyje łącznie dwa miliony ludzi. Część to ośrodki wojskowe, tak jak położone nieopodal polskiej granicy Bałtijsk pod Kaliningradem. 10 miast - te najbardziej sekretne - to własność rosyjskiego ministerstwa do spraw energii atomowej, jednego z najbardziej wpływowych resortów w kraju. W atomowych miasteczkach mieszka 700 tysięcy osób.
Urodzeni za drutem
W 120-tysięcznym Siewiersku na Syberii i 86-tysięcznym Oziorsku pod Czelabińskiem trwa produkcja plutonu. w 90-tysięcznym Nowouralsku pod Jekaterynburgiem wzbogacany jest uran. Sarow produkuje rakiety, a liczący 70 tysięcy mieszkańców Zarieczyj wytwarza głowice jądrowe. Broń projektowana jest
w 50-tysięcznym Śnieżyńsku położonym nieopodal Oziorska. W wielu z tych miast stoją reaktory atomowe, które przez lata zamieniały okolicę w promieniujące ścieki i wysypiska, a mieszkańców w najbardziej napromieniowaną i najbardziej zsowietyzowaną część społeczeństwa.
Jądrem zamkniętego miasta jest zawsze przedsiębiorstwo. Całe życie tętni wokół fabryki lub sieci reaktorów atomowych. Koncern podległy bezpośrednio Moskwie i zarządzany przez resort atomowy zatrudnia najczęściej większość mieszkańców, sam decyduje, kogo wpuścić do miasta, a kogo nie, dyrektorzy często są jednocześnie merami. (burmistrzami/prezydentami miast - przyp. WUEG)
Obywatelem zamkniętego miasta można zostać - wystarczy być fizykiem jądrowym i dostać pracę. Miasta niechętnie patrzą na małżeństwa z ludźmi spoza. Śluby z obcokrajowcami są wykluczone, bo cudzoziemiec nigdy do Oziorska nie wejdzie. Chyba że jest szefem amerykańskiego Departamentu Energetyki.
W wieku 14 lat każde dziecko z Leśnego, Siewierska czy Oziorska otrzymuje przepustkę. Nie rozstanie się z nią do końca życia. Na jej podstawie będzie wyjeżdżać z miasta, bez niej nie zostanie wpuszczone
z powrotem.
Przerwa w pracy w norylskiej kopalni niklu. Zdjęcie z 2003 roku. Miasto od niedawna znów ma status zamkniętego. Władze niklowego eldorado boją się imigrantów. |
Życie na podsłuchu
Życie w zamkniętym mieście to paradoks. Bezpieczeństwo socjalne połączone z ciągłym strachem.
- Ludzie boją się już samego słowa "szpieg", uważają, że cały czas są na podsłuchu i pod obserwacją - mówi Nadieżda Kutiepowa z Oziorska, działaczka praw człowieka, która walczy o otwarcie miasta. W ubiegłym roku petersburscy socjologowie próbowali badać zamknięte społeczności. Projekt sfinansowała amerykańska fundacja National Endowment for Democracy. Miejscowe władze powiedziały "Niet!".
- Jesteście amerykańskimi szpiegami, posadzimy was na 20 lat - krzyczał oficer rosyjskich służb, gdy jedna z uczestniczek starała się wyjaśnić sprawę. Niedługo później z artykułu w "Komsomolskiej Prawdzie" autorzy ekspedycji dowiedzieli się, że są"przyjaciółmi CIA", a ich współpracownicy z Oziorska przeczytali w innej gazecie, że "działali za pieniądze wujka z Zachodu", zaś ich celem było "rozbicie Rosji na małe państewka".
Czego się boi Rosja?, utrudniając wjazd do sekretnych miast nieistniejącego już ZSRR? Przede wszystkim prawdy o wypadach i przestarzałym sprzęcie. Związek Radziecki ukrywał w miastach nie tylko technologie, ale katastrofy ekologiczne wywołane produkcją broni i eksperymentami z technologią atomową. Mieszkańcom okolic Oziorska nigdy nie mówiono, że kombinat Majak przez pierwsze 16 lat istnienia wylewał płynne odpady radioaktywne do pobliskiej rzeki Tiecza. Gdy Majak zaczął składować radioaktywne odpady w jeziorze Karaczaj, też miała to być tajemnica, ale któregoś dnia pod koniec lat 60. część jeziora po prostu wyschła.
Gdy w tym (2005 - przyp. WUEG) roku wyschło jezioro w środkoworosyjskim Bołotnikowie, wybuchł popłoch. Tym razem władze pospieszyły z wyjaśnieniami, że wchłonęła je podziemna jaskinia. Znalazł się też świadek, który widział jak ruchem wirowym woda wpada do wnętrza ziemi.
Druga część artykułu - już za tydzień
Zdjęcia: Filip Singer
Przekrój 40/3145
29. września 2005 r.