Tytuł posta zaczerpnęliśmy z tekstu piosenki zespołu The Cult (nie mylić z polskim Kultem). Prawdopodobnie po lekturze tego posta wielu Czytelników uzna, że jest to trochę na wyrost, ale odrobina groteski jeszcze nigdy nikogo nie zabiła. Poprzednio pisaliśmy, że wzrost jednego z członków grupy może być problemem. Nie chodzi tu jedynie o fakt, że często musimy przeciskać się przez wszelkiego rodzaju szczeliny, dziury, zakamarki i ramy okienne aby dostać się na teren badanego obiektu. Problem może polegać na tym, że na ostatnią wyprawę wybraliśmy się samochodem. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby samochodem tym nie była ikona polskiego przemysłu motoryzacyjnego, czyli fiat 126p.
Trzech chłopa plus trzy plecaki ze sprzętem to raczej limit ładunkowy tej maszyny. Ledwo się pomieściliśmy, ale ubaw był po pachy. Napęd na tylną oś i kałuże głębokie na kilkanaście centymetrów pozwalają na skuteczne podróżowanie w zgodzie z zasadą "do przodu bokiem". Trzeba teraz nieszczęsną maszynę umyć, bo błoto jest nawet na dachu...
W kolejnym poście napiszemy o tym, jaka niespodzianka czekała na nas w obiekcie, który ostatnio odwiedziliśmy.
piątek, 31 maja 2013
wtorek, 28 maja 2013
Witamy na pokładzie!
Ostatnia wyprawa była dla całej grupy prawdziwym wyzwaniem. Nie sposób w jednym poście opisać wszystko co się tego dnia wydarzyło. Przyjmijmy może kolejność chronologiczną.
Zacząć należy od powitana w szeregach Whispres Urban Exploration Group nowego pasjonata opuszczonych miejsc. Wprawdzie znaliśmy się już od dawna, ale dopiero na ostatniej wyprawie przeszedł on prawdziwy "chrzest bojowy". Z narażeniem życia poszukiwał wejścia do obiektu. Nie wdając się w szczegóły, powiemy tylko, że stare dachy pokryte papą bywają zdradliwe. Dobrze przez dziurę wpadła tylko noga, a nie cały eksplorator. Przydała się też umiejętność wspinaczki po piorunochronie.
Jedynym mankamentem może okazać się ponadprzeciętny wzrost nowego towarzysza broni. Szczególnie, jeżeli na wyprawy jeździć będziemy naszym wyjątkowym środkiem lokomocji.
O tym w następnym poście.
Zacząć należy od powitana w szeregach Whispres Urban Exploration Group nowego pasjonata opuszczonych miejsc. Wprawdzie znaliśmy się już od dawna, ale dopiero na ostatniej wyprawie przeszedł on prawdziwy "chrzest bojowy". Z narażeniem życia poszukiwał wejścia do obiektu. Nie wdając się w szczegóły, powiemy tylko, że stare dachy pokryte papą bywają zdradliwe. Dobrze przez dziurę wpadła tylko noga, a nie cały eksplorator. Przydała się też umiejętność wspinaczki po piorunochronie.
Jedynym mankamentem może okazać się ponadprzeciętny wzrost nowego towarzysza broni. Szczególnie, jeżeli na wyprawy jeździć będziemy naszym wyjątkowym środkiem lokomocji.
O tym w następnym poście.
czwartek, 11 kwietnia 2013
Tuż za rogiem
Pierwszej wizycie w obiekcie zawsze towarzyszy cała paleta emocji. Oczywiście przeważa ciekawość, chęć poznania nowego miejsca. Zdarzają się nerwy, szczególnie, gdy ciężko jest znaleźć wejście do środka obiektu. Po pokonaniu wstępnych trudności przychodzi skupienie i poczucie odpowiedzialności za każdy krok. Nieprzemyślany, może okazać się ostatnim. Wszystko potęgowane jest przez adrenalinę.
Radość z udanej wyprawy przychodzi na końcu, gdy zostawiamy obiekt za plecami i w pełnym składzie i z kompletem zdjęć wracamy do domu.
Wyjątkowe jest jednak "to coś", co czuje się, gdy, na przykład, stoi się na rogu korytarza i wystarczy tylko krok, aby zobaczyć kolejne pomieszczenie. Albo gdy powoli otwiera się skrzypiące drzwi. To uczucie, to mieszanina strachu i ciekawości.
Nigdy nie wiadomo, co znajdziemy tuż za rogiem...
Radość z udanej wyprawy przychodzi na końcu, gdy zostawiamy obiekt za plecami i w pełnym składzie i z kompletem zdjęć wracamy do domu.
Wyjątkowe jest jednak "to coś", co czuje się, gdy, na przykład, stoi się na rogu korytarza i wystarczy tylko krok, aby zobaczyć kolejne pomieszczenie. Albo gdy powoli otwiera się skrzypiące drzwi. To uczucie, to mieszanina strachu i ciekawości.
Nigdy nie wiadomo, co znajdziemy tuż za rogiem...
środa, 3 kwietnia 2013
Urbexers Against Vandalism
Jedni chodzą do kościoła, inni na strzelnice, jeszcze inni do baru. Każdy ma swoje miejsce, w którym łatwiej mu zebrać myśli, wyciszyć się, zdystansować. To naturalne, że chcemy, aby te nasze małe schronienia pozostały nienaruszone. Zależy nam na wyglądzie tych miejsc, na zapachu, świetle, klimacie.
Dla członków Grupy takimi miejscami są miejsca opuszczone. Cisza, smak nieruchomego powietrza i kurzu, atmosfera porzucenia - to właśnie dlatego dla nas są one wyjątkowe. Robimy zdjęcia, kręcimy krótkie filmy, ale zawsze przychodzi moment zastanowienia, wyciszenia. Siadamy wtedy na parapecie, krawędzi dachu, czy betonowej posadzce i każdy z nas zatapia się we własnych myślach. O czym myślimy? To pozostanie tajemnicą. Może niektórzy dokonują rachunku sumienia, wspominają, analizują porażki, podejmują decyzje. Inni być może delektują się ciszą, wciskająca się do najgłębszych zakamarków duszy, przezywając swoiste katharsis.
Dlatego Whispers Urban Exploration Group przyłącza się do ogólnoświatowej internetowej kampanii "Urbexers Against Vandalism" i zgłasza sprzeciw wobec wszelkich aktów wandalizmu dokonywanych na miejscach opuszczonych i zapomnianych.
Więcej szczegółów po adresem: www.urbexersagainstvandalism.com
Dla członków Grupy takimi miejscami są miejsca opuszczone. Cisza, smak nieruchomego powietrza i kurzu, atmosfera porzucenia - to właśnie dlatego dla nas są one wyjątkowe. Robimy zdjęcia, kręcimy krótkie filmy, ale zawsze przychodzi moment zastanowienia, wyciszenia. Siadamy wtedy na parapecie, krawędzi dachu, czy betonowej posadzce i każdy z nas zatapia się we własnych myślach. O czym myślimy? To pozostanie tajemnicą. Może niektórzy dokonują rachunku sumienia, wspominają, analizują porażki, podejmują decyzje. Inni być może delektują się ciszą, wciskająca się do najgłębszych zakamarków duszy, przezywając swoiste katharsis.
Dlatego Whispers Urban Exploration Group przyłącza się do ogólnoświatowej internetowej kampanii "Urbexers Against Vandalism" i zgłasza sprzeciw wobec wszelkich aktów wandalizmu dokonywanych na miejscach opuszczonych i zapomnianych.
Więcej szczegółów po adresem: www.urbexersagainstvandalism.com
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Sezon zimowy
Wielkanoc praktycznie już za nami. Za oknem jednak wciąż śnieg. Znowu wybraliśmy się do ośrodka wypoczynkowego. W zimowej szacie całość prezentuje się zupełnie inaczej.
Buty zapadają się aż po kostki. Wszystko równiutko pokryte białym puchem. Próbujemy przypomnieć sobie, gdzie znajdowały się studzienki, przykryte jedynie spróchniałymi deskami. Woda kapie z dziurawych rynien. Może w końcu nadchodzi odwilż?
Na jednym ze zdjęć udaje się nawet uchwycić płatki śniegu w locie.
Buty zapadają się aż po kostki. Wszystko równiutko pokryte białym puchem. Próbujemy przypomnieć sobie, gdzie znajdowały się studzienki, przykryte jedynie spróchniałymi deskami. Woda kapie z dziurawych rynien. Może w końcu nadchodzi odwilż?
Na jednym ze zdjęć udaje się nawet uchwycić płatki śniegu w locie.
czwartek, 21 marca 2013
Ząb czasu
Oznaki opuszczenia obiektu wdać z daleka. Sypiący się tynk, powybijane okna, zarastające drogi dojazdowe, wszechobecny gruz i kurz. Nazwijmy to wszystko "globalnymi symptomami opuszczenia".
Jednak, gdy poświeci się więcej czasu na obserwację, zacznie się zwracać uwagę na szczegóły. Farba odchodząca z blaszanych drzwiczek, kłódka, na której pojawiły się plamy rdzy, tajemnicze mechanizmy. Wszystko nadgryzione zębem czasu. Każdy element budynku pożerany jest przez upływający czas - najskuteczniejszego mordercę.
Czasem jednak napotykamy na zupełnie inne zjawisko. Maleńka roślinka, chwast ledwo trzymający się korzeniami warstwy mokrej ziemi. Wyrósł akurat tutaj, wśród zgliszczy hali produkcyjnej. Do martwego obiektu znów wkracza życie. A może to Matka Natura upomniała się o swój teren, niegdyś brutalnie zabrany jej przez ludzkie ręce?
Jednak, gdy poświeci się więcej czasu na obserwację, zacznie się zwracać uwagę na szczegóły. Farba odchodząca z blaszanych drzwiczek, kłódka, na której pojawiły się plamy rdzy, tajemnicze mechanizmy. Wszystko nadgryzione zębem czasu. Każdy element budynku pożerany jest przez upływający czas - najskuteczniejszego mordercę.
Czasem jednak napotykamy na zupełnie inne zjawisko. Maleńka roślinka, chwast ledwo trzymający się korzeniami warstwy mokrej ziemi. Wyrósł akurat tutaj, wśród zgliszczy hali produkcyjnej. Do martwego obiektu znów wkracza życie. A może to Matka Natura upomniała się o swój teren, niegdyś brutalnie zabrany jej przez ludzkie ręce?
czwartek, 7 marca 2013
Plany na wieczór
"Ciepłe, sierpniowe popołudnie. Czerwony dukat słońca dotyka czubków drzew rosnących na przeciwległym brzegu jeziora. Siedzę na tarasie, przed ośrodkiem, grzeję stare kości i czytam "Jaskinię" Platona.
Nieco dalej, na ławce w przeciwległym końcu tarasu dwoje młodych ludzi. Przyjechali dziś rano. W recepcji na palcach ich dłoni dostrzegłem obrączki. Małżeństwo - pewnie miesiąc miodowy. Z tej odległości nie sposób usłyszeć o czym rozmawiają. Może robią plany na wieczór? Zamykam książkę, zaznaczając kciukiem stronę na której skończyłem.
Może zagotują w czajniku wodę z ujęcia, zaparzą herbatę? Posiedzą przy stoliku na tarasie, potrzymają się za ręce, popatrzą sobie w oczy. A potem, przy świetle księżyca, wypłyną na jezioro drewnianą łódką, która stoi zacumowana przy pomostku.
Spojrzałem na ślad po obrączce na moim palcu. Tak. Ja pewnie bym tak zrobił..."
To tylko nasza literacka prowokacja. Nie znaleźliśmy takiego zapisku na terenie ośrodka. W rzeczywistości taras pokryty jest grubą warstwa liści. Czajnik poniewiera się na podłodze wśród szkła i pustych puszek. Stolik przegnił, a drewnianej łódki już dawno nie ma. Zastąpiła ją plastikowa łupinka, której jednak nikt nie wyciągnął na zimę z wody, wiec lód rozerwał burty.
Ciężkie chmury zawisły nad ośrodkiem. Nie widać słońca. W nocy pewnie znowu spadnie śnieg...
Nieco dalej, na ławce w przeciwległym końcu tarasu dwoje młodych ludzi. Przyjechali dziś rano. W recepcji na palcach ich dłoni dostrzegłem obrączki. Małżeństwo - pewnie miesiąc miodowy. Z tej odległości nie sposób usłyszeć o czym rozmawiają. Może robią plany na wieczór? Zamykam książkę, zaznaczając kciukiem stronę na której skończyłem.
Może zagotują w czajniku wodę z ujęcia, zaparzą herbatę? Posiedzą przy stoliku na tarasie, potrzymają się za ręce, popatrzą sobie w oczy. A potem, przy świetle księżyca, wypłyną na jezioro drewnianą łódką, która stoi zacumowana przy pomostku.
Spojrzałem na ślad po obrączce na moim palcu. Tak. Ja pewnie bym tak zrobił..."
To tylko nasza literacka prowokacja. Nie znaleźliśmy takiego zapisku na terenie ośrodka. W rzeczywistości taras pokryty jest grubą warstwa liści. Czajnik poniewiera się na podłodze wśród szkła i pustych puszek. Stolik przegnił, a drewnianej łódki już dawno nie ma. Zastąpiła ją plastikowa łupinka, której jednak nikt nie wyciągnął na zimę z wody, wiec lód rozerwał burty.
Ciężkie chmury zawisły nad ośrodkiem. Nie widać słońca. W nocy pewnie znowu spadnie śnieg...
sobota, 2 marca 2013
Powolna śmierć
To, że miejsce zostało opuszczone, nie oznacza, że nic się w nim nie dzieje. Wiele obiektów latami stoi bezczynie, by nagle, w ciągu kilku dni, zniknąć za sprawą buldożerów i firm rozbiórkowych. To chyba normalna kolej rzeczy - obieg materii w przyrodzie. Kiedyś obiekt tętnił życiem, potem zamarł, aż w końcu przestał istnieć.
Innym objawem powolnej śmierci miejsc opuszczonych jest przerabianie ich na śmietniska. Poniżej prezentujemy dwa zdjęcia. Pierwsze z nich zrobione zostało w czerwcu, drugie w październiku. Ktoś może uznać, że sterta gruzu polepsza... walory estetyczne obiektu. Naszym zdaniem to dopiero początek.
Innym objawem powolnej śmierci miejsc opuszczonych jest przerabianie ich na śmietniska. Poniżej prezentujemy dwa zdjęcia. Pierwsze z nich zrobione zostało w czerwcu, drugie w październiku. Ktoś może uznać, że sterta gruzu polepsza... walory estetyczne obiektu. Naszym zdaniem to dopiero początek.
niedziela, 24 lutego 2013
Rodzinne wakacje
Pozostajemy w klimacie ośrodka wypoczynkowego. Gdy robiliśmy te zdjęcia próbowaliśmy sobie wyobrazić rodziny siedzące na tych ławkach, przy ognisku. Nawet zwęglona ziemia zarosła trawą, a stoliki obrosły mchem.
O czym rozmawiali? O pracy w zakładzie? O kolejnej podwyżce cen mięsa? O reglamentowanym oleju napędowym? O ciotce, która wyjechała na wczasy do Bułgarii? O talonie na pralkę, czy małego Fiata?
Trudno się domyśleć tematów ich rozmów. Trzeba patrzeć na nie przez pryzmat historii, warunków życia w czasach socrealizmu.
Pozostaje nam słuchać, czy w szczelinach murów nie ukryły się szepty przeszłości...
A wiatr znad jeziora szumi wśród traw i krzewów...
O czym rozmawiali? O pracy w zakładzie? O kolejnej podwyżce cen mięsa? O reglamentowanym oleju napędowym? O ciotce, która wyjechała na wczasy do Bułgarii? O talonie na pralkę, czy małego Fiata?
Trudno się domyśleć tematów ich rozmów. Trzeba patrzeć na nie przez pryzmat historii, warunków życia w czasach socrealizmu.
Pozostaje nam słuchać, czy w szczelinach murów nie ukryły się szepty przeszłości...
A wiatr znad jeziora szumi wśród traw i krzewów...
środa, 20 lutego 2013
Ośrodek Wypoczynkowy
Publikujemy kilka zdjęć z opuszczonego ośrodka wypoczynkowego. Nie tak dawno temu, do tego ośrodka przyjeżdżali na urlopy pracownicy pobliskiego zakładu przemysłowego. Miejsce to było bardzo popularne, całe rodziny biwakowały, kąpały się w niedużym jeziorze, a tutejsza wieś tętniła życiem. Prosperował nawet niewielki sklepik z legendarnymi lodami "Bambino" (Czy ktoś je jeszcze pamięta? Te prawdziwe, na patyku, za które płaciło się złotówkami z orzełkiem bez korony? ). Z nastaniem kapitalizmu zakład przemysłowy upadł, ciągnąc za sobą ośrodek. Posesja kupiona została przez prywatnego inwestora. Człowiek ten najwidoczniej próbował całość remontować, jednak coś mu w tym przeszkodziło. We wnętrzu budynku wciąż można znaleźć porzucone narzędzia budowlane, puszki z farbą.
Dość dokładnie znamy historię tego obiektu, lecz nie będziemy o niej pisać. Z różnych względów.
Dziś, stojąc na dawnym polu biwakowym, ciężko wyobrazić sobie, że to miejsce przepełnione było kiedyś gwarem dzieci, rozmowami dorosłych, chlupotem wody i brzękiem butelek piwa. Może to wina pory roku? A może wina upływu lat?
Dość dokładnie znamy historię tego obiektu, lecz nie będziemy o niej pisać. Z różnych względów.
Dziś, stojąc na dawnym polu biwakowym, ciężko wyobrazić sobie, że to miejsce przepełnione było kiedyś gwarem dzieci, rozmowami dorosłych, chlupotem wody i brzękiem butelek piwa. Może to wina pory roku? A może wina upływu lat?
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)